czwartek, 31 lipca 2014

FINAŁ KONKURSU NA BAJKĘ!

Z ogromną przyjemnością publikujemy bajkę, która otrzymała nagrodę główną w naszym konkursie bajkowym. Zadanie polegało na tym, by do początku bajki, który wymyśliłyśmy, dopisać ciąg dalszy. Autorem bajki jest pan Mariusz. A zdjęcie, które publikujemy zostało nadesłane do nas przez autora wraz z tekstem.
Serdecznie gratulujemy! 


POCZĄTEK BAJKI:
"Lisiczka Julia uwielbia chodzić do przedszkola. Każdy dzień w nim spędzony, to dla niej okazja do świetnej zabawy.
Mimo to, gdy Julia przychodzi rano do przedszkola, często płacze i trudno jej się rozstać z mamą. Poranki bywają naprawdę trudne dla Julki i jej mamy. Codziennie rano mama pokazuje jej na dużym zegarze w przedszkolnej jadalni, o której po nią wróci, a pani niedźwiedzica Marlena bierze Julię za rękę razem machają mamie na pożegnanie.
Julia wie, że mama przyjdzie całkiem niedługo, ale i tak robi jej się czasem tak smutno, że musi o tym porozmawiać z panią przedszkolanką, świstakową Matyldą. Opowiada jej jak bardzo kocha swoją mamę i jak lubi spędzać z nią czas. Pani Matylda słucha Julii z uwagą. Wie, że to są ważne momenty dla lisiczki. Czasem koledzy i koleżanki przychodzą do Juli i również ją przytulają.
Pewnego słonecznego poranka do przedszkola zawitała żyrafa Bibi, żeby poczytać maluchom bajkę, którą napisała specjalnie na tę okazję. Gdy tylko przekroczyła próg przedszkola, pani świstakowa podbiegła do niej i powiedziała:
-Witaj, Bibi. O, Bibi, jak dobrze, że już jesteś. Wiesz, nasza Julcia ma dzisiaj trudny poranek, bo bardzo tęskni za swoją mamą. Może miałabyś ochotę z nią porozmawiać?
Słysząc to Bibi nieco się zasmuciła. Już kiedyś rozmawiała z Julią i wie, że czasem jest jej ciężko rano, dlatego chętnie zgodziła się porozmawiać z lisiczką. Gdy weszła do sali zobaczyła Julkę siedząca na pufie w kształcie biedronki. Dziewczynka miała bardzo smutną minkę. Z jej oczu kapały łzy. Miała pochyloną główkę i oklapnięte uszy. Chlipała cichutko. Obok niej siedział jej kolega, Mirek i trzymał ją delikatnie za łapkę. Sam też miał całkiem smutną minkę”.

Jednak gdy dzieci zobaczyły Bibi, trochę się ożywiły.
- Dzień dobry Bibi! - zawołały jednocześnie.
- Dzień dobry kochani! Cieszę się, że was widzę. Słyszałam od pani świstakowej, że macie dziś kiepski humor. Co się stało?
- Bardzo tęsknię za mamą. - powiedziała cichutko Julia.
- A ja za moją - dodał Mirek.
Pani żyrafa spojrzała z uwagą na dzieci, przystawiła sobie krzesełko i usiadła obok nich.
- Pewnie chcielibyście, by wasze mamy były w przedszkolu razem z wami?
Dzieci energicznie przytaknęły, a na ich buziach pojawiły się uśmiechy. Ach jak wspaniale byłoby, gdyby ich mamy mogły spędzać z nimi całe dnie.
- A co robią wasze mamy gdy jesteście w przedszkolu?
- Są w pracy... - powiedziała cicho Julia.
- Właśnie - wtrącił cierpko Mirek - są w pracy. To jest bez sensu!
Bibi zamyśliła się, starając się wczuć w sytuację dzieci. Postrzeganie świata przez najmłodszych znacznie różni się przecież od tego, jak widzą go dorośli. Po chwili przypomniała sobie jednak, że w torebce ma coś co powinno pomóc dzieciom zrozumieć dlaczego nie mogą spędzać całego czasu z rodzicami.
- Mam dla was pewną niespodziankę - powiedziała wyjmując z torebki małą ilustrowaną książeczkę.
- Bardzo lubimy niespodzianki! - zawołały chórem dzieci.
- Dobrze, przeczytam wam pewną historię. Myślę, że będzie dla was bardzo pouczająca. Chcecie żebym ją wam przeczytała?
- Bardzo chcemy!
- Dobrze, to może przejdziemy do sali żeby inne dzieci też mogły jej posłuchać?
- Tak, tak! Chodźmy! - krzyknęli Julia i Mirek podrywając się z miejsc.
Bibi wzięła dzieci za ręce i dołączyli do innych przedszkolaków. W sali było gwarno, bo wszyscy biegali i krzyczeli, ale gdy tylko zobaczyli żyrafę, uciszyli się by posłuchać co ma do powiedzenia. Bibi bowiem zawsze potrafiła opowiadać bardzo ciekawe historie, więc i tym razem nie mogło być inaczej. Na prośbę Bibi, każdy usiadł wygodnie na dywanie. Gdy wszyscy zajęli już miejsca, Bibi rozpoczęła swoją opowieść:

"Dawno lub niedawno temu, w pewnej wiosce ukrytej za kilkoma wzgórzami i paroma leniwie płynącymi rzeczkami mieszkała sobie rodzina lisków.
Była to ogólnie znana i bardzo szanowana przez wszystkich mieszkańców rodzina. Tata lis i mama lisica bardzo się kochali. Z ich miłości powstała mała Julia. Rodzice dbali o nią i zapewniali jej wszystko, czego potrzebowała. Niestety, oboje ciężko pracowali. Tata lis był pilotem i bardzo często nie było go w domu, mama lisica natomiast pracowała jako lekarz i też nie miała wiele czasu dla swojej Julii. Lisiczka była z tego powodu niezwykle smutna. Choć miała wszystko, była zdrowa i otaczali ją przyjaciele, to brakowało jej chwil spędzonych z rodzicami. Czasem z przedszkola odbierała ją ciocia Merry. Julii było wtedy przykro, że to nie mama ją odbiera. Ciocia Merry zawsze mówiła wtedy, że niestety mama Julii musiała zostać w pracy.
- Czy praca naprawdę jest taka ważna? - zastanawiała się Julia. Miała wtedy bardzo strapioną minę, ale przynajmniej u cioci mogła się pobawić ze swoim kuzynem Kacprem.  
Pewnego dnia, drugi raz z rzędu po Julię przyszła jej ciocia. Julia zaczęła płakać i zapowiedziała, że nie pójdzie z nią tylko będzie czekać na swoją mamę. Ciocia Merry była bardzo cierpliwą kobietą o łagodnym usposobieniu, więc pozwoliła Julii wypłakać się, potem ją przytuliła a po krótkich negocjacjach zgodziła się by razem poszły na lody. I tak się stało. Ulicę dalej była ulubiona lodziarnia Julii. Pracował tam starszy pan, który miał zabawną białą brodę, a ponieważ budka z lodami była otwarta jedynie latem,  to Julia wysnuła teorię, że ten pan z pewnością jest Świętym Mikołajem, który w ten sposób spędza swój wolny czas w między jednym, a drugim Bożym Narodzeniem. Gdy po krótkim spacerze Julia wraz z ciocią dotarły do lodziarni, starszy pan już na nią czekał.
- Zobaczyłem cię z daleka moja mała przyjaciółko. Jak się miewasz?
- Dzień dobry, niestety nie mam dziś najlepszego humoru...
- Oj, to przykra sprawa. Ale może duża gałka lodów waniliowych poprawi ci humor?
- O tak, uwielbiam lody waniliowe - zakrzyknęła Julia i przypadła do witryny przyklejając nosek do szyby za którą były pojemniki z lodami we wszystkich kolorach tęczy. Po prawej były lody jagodowe o barwie fioletowej, trochę niżej były lody brzoskwiniowe o kolorze pomarańczowym, bardziej na środku natomiast jej ulubione waniliowe obok których mieniły się na zielono pyszne pistacjowe. Julia oglądając po kolei pojemniki nie zauważyła małego borsuka, który tak jak ona stał z przyklejonym do szybki noskiem i w rezultacie na niego wpadła.
- Och przepraszam -zawołała.
- Nic się nie stało - odparł borsuk - jestem Bartek.
- Bardzo mi miło, ja jestem Julia.
- Cześć Julia - uśmiechnął się borsuk po czym wskazał na pojemniki - lubisz lody?
- O tak! Bardzo! Są pyszne!
- A które są najlepsze?
- Mi najbardziej smakują waniliowe, ale jagodowe, brzoskwiniowe, pistacjowe, śmietankowe, czekoladowe, truskawkowe i malinowe też są dobre.
- Jadłaś je wszystkie?
- Tak, a ty jakie lubisz najbardziej?
- Jadłem tylko śmietankowe...
- Ojej, to musisz spróbować wszystkich smaków. Zwłaszcza waniliowych. Są naprawdę dobre.
- Ale widzisz... - borsuk zrobił zafrasowaną minę - ...nie mam pieniążków. Moi rodzice nie mogą znaleźć pracy. Tata od czasu do czasu znajdzie jakąś "dorywczą robotę" jak mówi i wtedy jest fajnie. Daje mi na słodycze lub idziemy do kina.
- Och. Rozumiem - odrzekła Julia.
W tym momencie ciocia podała Julii obiecanego loda. Lisiczka uśmiechnęła się szeroko. Wyglądał naprawdę apetycznie. Jednak gdy zamierzała go zjeść, spostrzegła wpatrującego się w nią borsuka. Z początku trochę ją to zezłościło, ale wtedy pomyślała: " Tyle razy jadłam lody a on nie tylko nie spróbował wszystkich smaków ale na dodatek nie jadł nawet lodów waniliowych." Nie namyślając się długo wręczyła loda Bartkowi. Ten choć trochę zaskoczony, podziękował Julii za ten nieoczekiwany prezent.
- I jak? Prawda, że dobry? - zapytała Julia.
- Tak! Miałaś rację. Od teraz ten smak też będzie moim ulubionym.
Ciocia Merry obserwując całą sytuację, poprosiła o kolejnego loda i wręczyła go Julii. Dziewczynka nie spodziewała się, że dostanie kolejnego, więc bardzo się ucieszyła. Podziękowała cioci i pożegnała się z Bartkiem.
Julia rozkoszowała się lodem. Miała dziwnie wesoły nastrój. Ciocia od razu to zauważyła.
- Wiesz Julio, jestem z ciebie dumna.
- Tak? A dlaczego?
- Z własnej woli pomogłaś komuś, i zrobiłaś to bezinteresownie.
- Bo widzisz ciociu, Bartek - bo tak ma na imię mój nowy kolega - nie miał za co kupić sobie tego loda. A ja już tyle zjadłam tych lodów.
- Nie miałaś ochoty na kolejnego?
- Ależ oczywiście, że miałam. Tylko tak sobie pomyślałam, że on nigdy nie jadł tyle lodów co ja, i nawet nie próbował smaku waniliowego, więc musiałam dać mu tego loda, żeby go poznał.
- Nauczyłaś się bardzo ważnej rzeczy.
- Tak? A jakiej?
- Empatii. To jest zdolność do odczuwania uczuć innych. To dzięki empatii stajemy się lepsi dla innych, a także dla samych siebie.
Droga do domu cioci Merry minęła Julii na rozmyślaniu o nowym słowie, którego się dziś nauczyła. Nie wiedziała dokładnie czy wszystko dobrze zrozumiała, ale w duchu cieszyła się, że mogła komuś pomóc.
Gdy doszły do domu cioci, Julia znów poczuła smutek, że nie zobaczy się z mamą. Jednak gdy zobaczyła biegnącego ku niej kuzyna Kacpra, zrobiło się jej weselej. Kacper zawsze ją rozśmieszał. Był niesamowitym urwisem i nigdy nie miał dość zabawy. Uśmiech wręcz nie znikał z jego twarzy. Uwielbiał się bawić z Julią, choć ciocia nie zawsze była zadowolona z zabaw które wybierał. Podbiegł do Julii i z radością ją przytulił. Następnie złapał za rękę i powiedział:
- Fajnie że jesteś, chodź, coś ci pokażę.
I nie czekając na odpowiedź pociągnął ją za sobą. Julia zdążyła jeszcze tylko usłyszeć wołanie cioci, żeby bawili się ostrożnie i już biegli przez łąkę znajdującą się za domem rodziców Kacpra. Po chwili stanęli przy dużym rozłożystym drzewie.
- Zobacz, to jest właśnie to - powiedział.
- Super! Sam to zrobiłeś?
- Tak!  
Julia podeszła do drzewa. Jego konary zwisały nad ziemią, a w poroże powtykane były jakieś gałęzie i kawałek materiału. Żeby się tam dostać, trzeba było skorzystać z drabinki którą skonstruował Kacper. Były to powtykane w szpary i dziuple patyki.
- To jest mój własny domek na drzewie. Są też firanki - powiedział Kacper wskazując na kawałek materiału.
- Ale jesteś zdolny - powiedziała z zachwytem.
- Choć zobacz, jak jest w środku.
- Ojej, a to bezpieczne? Trochę wysoko...
- W porządku, to ja pójdę pierwszy. - odparł Kacper i zaczął się wspinać po swoich prowizorycznych schodach. Po chwili był już na górze.
- Musisz tu wejść. Stąd są wspaniałe widoki. Odsłonię firanki żeby lepiej widzieć...
W tym momencie Kacper niebezpiecznie pociągnął za biały materiał i spadł na dół. Niestety upadł tak nieszczęśliwie, że skręcił sobie nogę. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Julia, biegnij szybko po moją mamę! - krzyknął Kacper.
Nie namyślając się długo, Julia spełniła prośbę kuzyna. Na szczęście jakby przeczuwając problemy, ciocia Merry szła już w kierunku dzieci. Gdy zobaczyła co się stało od razu zadzwoniła do lekarza. Po kilkunastu minutach przyjechała karetka a z niej wysiadła mama Julii. Lisiczka poczuła ogromną radość widząc mamę, rzuciła się jej w ramiona i najchętniej przytulałaby się z nią jeszcze dłużej, ale przypomniała sobie o wypadku Kacpra.
- Mamusiu, trzeba pomóc Kacprowi, coś mu się stało w nogę.
- Wiem kochanie, ciocia mi mówiła. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. Zajmę się tym.
Mama Julii podeszła do Kacpra i szybko ustaliła diagnozę.
- Trzeba cię, Kacperku, zabrać do szpitala i założyć gips ale to nie będzie bolało. - spojrzała za siebie i zawołała sanitariuszy, królika Bolka i jelenia Witolda - proszę przynieście nosze i przenieście chłopca do karetki.
Julia obserwowała pracę swojej mamy i była z niej naprawdę dumna. Wtedy przypomniała sobie o tym, co mówiła ciocia Merry. Jakie to było słowo? Ach - empatia. Julia zrozumiała, że jej mama nie zawsze może po nią przyjść do przedszkola bo musi ratować innych. Trochę się nawet zawstydziła, że wcześniej miała tak wielkie pretensje do mamy. Od teraz postanowiła, że nie będzie wymagała od innych żeby coś dla niej zrobili, dopóki nie wczuje się w ich sytuację.
- O czym tak myślisz moja mała córeczko? - zapytała mama Lisica.
- Myślę o tym, że moja mama jest super-bohaterką - powiedziała Julia i przytuliła się do mamy.
- Dziękuję - odpowiedziała mama i uściskała córeczkę - zostaniesz jeszcze trochę z ciocią? Ja niedługo po ciebie przyjadę.
- Oczywiście mamusiu. Wiem, że przyjedziesz, jak tylko naprawisz Kacpra.
Mama roześmiała się. Pocałowała Julię i ruszyła do karetki. Potem pomachała jeszcze przez szybę i odjechała.
To był bardzo pouczający dzień - pomyślała Julia i uśmiechnęła się do siebie."      

Żyrafa Bibi skończyła czytać, a dzieci długo jeszcze na nią patrzyły, zanim zaczęły komentować bajkę, którą przed chwilą usłyszały. Tymczasem w drzwiach czekali już rodzice, którzy przyszli odebrać swoje pociechy. Julia od razu wypatrzyła wśród nich swoją mamę, podniosła się z dywanu i popędziła do niej.
- Mamo! Mimo, że nie jesteś lekarzem, to i tak Cię kocham. I doceniam Cię nawet, jak nie ma Cię przy mnie.
Mama Julii spojrzała zdezorientowana na Bibi. Ta wzruszyła ramionami jakby nie wiedziała, o co chodzi, ale po chwili uśmiechnęła się i mrugnęła do Julii. Lisiczka również puściła oko, wzięła wciąż zaskoczoną mamę za rękę, zrobiła poważną minę i powiedziała:
- Mamusiu możemy już iść do domu? Tam wszystko Ci opowiem.
- No dobrze, chodźmy zatem.
Ruszyły w stronę wyjścia. Mama Julii zdążyła jeszcze odwrócić głowę i bezgłośnie powiedzieć do Bibi " Dziękuję".


    





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz