środa, 24 kwietnia 2013

TROCHĘ O POCZUCIU WARTOŚCI...



CHCĘ BY MOJE DZIECKO MIAŁO POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI
Chcę by moje dzieci były pewne siebie i miały poczucie własnej wartości. Chcę by wiedziały, że w nie wierzę i że chcę je wspierać.
Gdy to piszę, zastanawiam się od razu: A co to znaczy? Co mam na myśli mówiąc, że jako rodzic wierzę w swoje dziecko?
Gdy mówię, że wierzę w moje dzieci to między innymi znaczy, że wierzę, że mogą osiągnąć to czego pragną i ja chcę je w tym wspierać. To znaczy również, że szanuję to co robią i widzę w tym ich potrzeby i intencje. Chcę by czuły i dostawały ode mnie informację, że to co robią – ich prace, ćwiczenia fizyczne,  pomysły które nierzadko wymyślają z prędkością światła – są dla mnie ważne – że wszystko to co mówią i robią jest dla mnie ważne. Zależy mi bym swoimi słowami, działaniem, słowami zachęcać ich do szukania możliwości, patrzenia z perspektywy dostatku a nie braku – by były gotowe stawać w swojej dziecięcej prawdzie i realizować swoje marzenia. Chcę je, dzień po dniu, wspierać w wykorzystywaniu ich wewnętrznego potencjału rozwijaniu ich wewnętrznych skrzydeł.
Nie chcę by ani one ani ja podcinali sobie skrzydła tym co robią, mówią czy myślą!

Drugie pytanie, które przychodzi mi teraz do głowy to po czym dzieci poznają, że rodzic w nie wierzy?
To, co mi się pojawia w myślach to modelowanie. Wiem, że dzieci uczą się przez modelowanie. Dostrzegają nie tylko co mówię, ale również to co robię i jak.
Stąd pytanie do mnie samej:
·         Na ile wierzę sama w siebie? Na ile siebie i swoje pomysły akcentuję i doceniam?
·         Jak ja sama wykorzystuję swój wewnętrzny potencjał?
·         Jak ja sama wspieram siebie w rozwinięciu wewnętrznych skrzydeł?
·         Jak reaguję na porażki? A jak działają na mnie sukcesu? Jak zabieram się do nowych projektów?
·         A jak realizuję potrzebne ale nieraz nudne czy żmudne zadania?

 
Dwie sytuacje przypomniały mi się gdy myślę o wierze w siebie i wykorzystywanie zasobów wewnętrznych ( i zewnętrznych).
Pierwsza z nich to zawody w rzucie „brudnymi skarpetkami” . Byłam zmęczona i zniechęcona na myśl o segregacji ubrań do prania. Zupełnie nie maiłam na to ochoty a na dodatek na ubraniach które przygotowałam skakał energicznie mój czterolatek. Niemal jednocześnie pojawiły się dwie myśli „ O nie i jeszcze on mi przeszkadza, nie dam rady” oraz „o rany ten to ma energię. Skacze tak mocno, że ubrania tez podskakują, gdyby one tak same wskakiwały do pralki” I tak oto powstał pomysł zmieńmy dzisiaj nudne segregowanie ubrań w zawody kto śmieszniej wrzuci ubranie do pralki.
Druga sytuacja  dotyczy egzaminu na prawo jazdy na motor, który zdawałam kilka lat temu. Jestem raczej spokojnym kierowcą z niewielkim doświadczeniem i tuż przed egzaminem byłam bardzo zdenerwowana. Wykorzystywałam całą swoją wiedzę i doświadczenie by wesprzeć samą siebie w tej sytuacji. Tuż przed wyjściem siedziałam i „wizualizowałam” sobie manewry na placu. Oczyma wyobraźni widziałam bezbłędną ósemkę i inne manewry a na koniec pana egzaminatora który, mówi: „gratuluję –zdała Pani”. I wtedy moja córka spytała mnie co robię. Opowiedziałam jej a ona nieco zdziwiona powiedziała: To dziwne. A ten twój egzamin to strasznie trudny. CO będzie jak nie zdasz? A ja odpowiedziała: Dużo się przygotowywałam i chce go zdać. Zrobię to najlepiej jak umiem teraz i zobaczymy co będzie. Ale wiem, że chcę to zrobić!
Są też sytuacje, gdy dowiaduję się o nowym, wymagającym projekcie i z jednej strony się cieszę ze zlecenia i możliwości nauki a jednocześnie mówię: „O rany – co za projekt chyba nie dam rady. To dla mnie za trudne”. Potem zbieram siły i rozpisuje co wiem już w tym temacie, co potrzebuję uzupełnić, z kim porozmawiać, co zrobić by dobrze się przygotować i na koniec gotowa – działam.

Te sytuacje to momenty uczenia się nie tylko mnie ale także moich dzieci. Chcę wierzyć, z potencjał moich dzieci, mój czy  innych ludzi. Dla mnie ważne by mój przekaż do dzieci (i nie tylko) był spójny – gdy one widzą, że ja jestem gotowa na wyzwania,  gdy swoją postawą pokazuję „szukam możliwości, sprawdzam różne opcje” – uczą się również otwartości i ciekawości życia.

Na koniec wrócę jeszcze do dzieci. W relacjach z dziećmi chcę pamiętać, że chcę moje dzieci wpierać w ich  rozwoju, dbać o ich bezpieczeństwo, pomagać im osiągać sukcesy i radzić sobie z wyzwaniami czy porażkami. Dla mnie ważne jest by o tym pamiętać bo nieraz rodzice (w tym oczywiście i ja sama):
  • Chcąc dziecku pomóc lub zadbać o jego bezpieczeństwo – i wybierają wyręczanie go
  • Chcą by dziecko nie doświadczyło porażki i czuło się pewnie – wybierają ograniczanie nowych doznań
  • Lub też chcą zahartować i wzmocnić dziecko na przyszłość - dostarczają dziecku wielu nowych bodźców i wyzwań i „mobilizują” do działania
  • Chcą uchronić dziecko przed krytyką rówieśników czy nauczycieli - sami je oceniają i krytykują by dziecko sprawniej w ich ocenie działało.
Gdy dziecko przyniesie mi rysunek z trawą pomalowaną na pomarańczowo:
    • Nie chcę powiedzieć czegoś w stylu: Kochanie nie tak rysujemy trawę. Trwa powinna być zielona, nie ma pomarańczowej trawy
    • Lecz widzę pomarańczową trawę. Jestem bardzo ciekawa, dlaczego wybrałeś właśnie ten kolor do trawy? Opowiesz mi o tym?
 A jak to było w Leśnym Zakątku w kontekście wspierania dziecięcego poczucia własnej wartości?

***
Był słoneczny wiosenny poranek. Pan Antoni Borsuk miała dzisiaj wielu pacjentów, ale ustalił z Panią Eleonora, że odprowadzi Maksa do przedszkola. Powoli wszyscy szykowali się do swoich zadań. Pani Eleonora przygotowywała  śniadanie dla Bruna. W tym czasie Maks i Bruno ubierają i myją.  
Bruno już jest całkiem dużym borsukiem. Chodzi do trzeciej klasy szkoły leśnej i Pani Lisowa, która jest ich nauczycielką, zawsze chwali go za samodzielność.
Tego ranka Bruno wszedł do kuchni i siadając do śniadania zauważa, że nie ma herbaty. Mógłby poprosić mamę, ale nie chce. Tym razem zrobi ją sobie sam – przecież z tylko rzeczami sobie radzi, więc i z herbatą da sobie radę. Wstawia wodę a gdy się już zagotowała bierze kubek wkłada torebkę herbaty i już chce zalać ja wrzątkiem, bo widział wiele razy jak mama i tata to robią. W tym momencie do kuchni wchodzi mama i oniemiała mówi: „Co ty robisz Bruno. Uważaj, żeby się nie poparzyć. Najlepiej odstaw czajnik i ja to zrobię”. Bruno trochę smutny a trochę zrezygnowany ostawia czajnik.
W tym czasie Pan Antonii pomaga młodszemu synkowi Maksowi wyszykować się do przedszkola. Maks też chce być samodzielny. Wiele rzeczy umie już robić sam i to go bardzo cieszy. Umie już czesać futerko grzebieniem, zakładać szalik gdy jest zimno, albo ciepły sweter, a nawet potrafi zapiąć guzik. Ostatnio dostał od cioci nowy fartuszek do przedszkola – śliczny zielony z muchomorkiem – bo to jego przedszkolny znaczek. Teraz zakłada ten fartuszek i sam próbuje zawiązać sznurki by fartuszek mu nie spadł. Nie idzie mu zbyt dobrze – lecz mimo to nie zniechęca się tylko dalej sam i próbuje. Gdy Pan Antoni zauważa wysiłek Maksa  wkładany w wiązanie sznurków mówi do malca: Maks, choć ja ci zawiążę. To jeszcze za trudne dla ciebie. Oburzony Maks odwraca się i dalej próbuje sam uporać się z sznurkami.

Pytania do rozmowy z dziećmi:
  •  Jak sądzisz dlaczego Pani Borsukowa chciała wyręczyć Bruna? 
  •  Jak Bruno się wówczas poczuł? 
  •  Co innego mogła zrobić w tej sytuacji Pani Borsukowa? 
  •  Jakie miał intencje Pan Antoni kiedy powiedział do Maksia, ze mu zawiąże sznureczki?
  • A jak ta propozycję odebrał Maks?
  • Jak sadzisz co wolałby Maks by jego tata zrobił?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz