CHCĘ BY MOJE DZIECKO MIAŁO POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI
Chcę by moje dzieci były pewne siebie i miały poczucie
własnej wartości. Chcę by wiedziały, że w nie wierzę i że chcę je wspierać.
Gdy to piszę, zastanawiam się od razu: A co to znaczy? Co
mam na myśli mówiąc, że jako rodzic wierzę w swoje dziecko?
Gdy mówię, że wierzę w moje dzieci to między innymi znaczy,
że wierzę, że mogą osiągnąć to czego pragną i ja chcę je w tym wspierać. To znaczy
również, że szanuję to co robią i widzę w tym ich potrzeby i intencje. Chcę by
czuły i dostawały ode mnie informację, że to co robią – ich prace, ćwiczenia
fizyczne, pomysły które nierzadko wymyślają z prędkością światła – są dla
mnie ważne – że wszystko to co mówią i robią jest dla mnie ważne. Zależy mi bym
swoimi słowami, działaniem, słowami zachęcać ich do szukania możliwości,
patrzenia z perspektywy dostatku a nie braku – by były gotowe stawać w swojej
dziecięcej prawdzie i realizować swoje marzenia. Chcę je, dzień po dniu,
wspierać w wykorzystywaniu ich wewnętrznego potencjału rozwijaniu ich
wewnętrznych skrzydeł.
Nie chcę by ani one ani ja podcinali sobie skrzydła tym co
robią, mówią czy myślą!
Drugie pytanie, które przychodzi mi teraz do głowy to po
czym dzieci poznają, że rodzic w nie wierzy?
To, co mi się pojawia w myślach to modelowanie. Wiem, że
dzieci uczą się przez modelowanie. Dostrzegają nie tylko co mówię, ale również
to co robię i jak.
Stąd pytanie do mnie samej:
·
Na ile wierzę sama w siebie? Na ile siebie i
swoje pomysły akcentuję i doceniam?
·
Jak ja sama wykorzystuję swój wewnętrzny
potencjał?
·
Jak ja sama wspieram siebie w rozwinięciu
wewnętrznych skrzydeł?
·
Jak reaguję na porażki? A jak działają na mnie
sukcesu? Jak zabieram się do nowych projektów?
·
A jak realizuję potrzebne ale nieraz nudne czy
żmudne zadania?
Dwie sytuacje przypomniały mi się gdy myślę o wierze w
siebie i wykorzystywanie zasobów wewnętrznych ( i zewnętrznych).
Pierwsza z nich to zawody w rzucie „brudnymi skarpetkami” .
Byłam zmęczona i zniechęcona na myśl o segregacji ubrań do prania. Zupełnie nie
maiłam na to ochoty a na dodatek na ubraniach które przygotowałam skakał
energicznie mój czterolatek. Niemal jednocześnie pojawiły się dwie myśli „ O
nie i jeszcze on mi przeszkadza, nie dam rady” oraz „o rany ten to ma energię.
Skacze tak mocno, że ubrania tez podskakują, gdyby one tak same wskakiwały do
pralki” I tak oto powstał pomysł zmieńmy dzisiaj nudne segregowanie ubrań w
zawody kto śmieszniej wrzuci ubranie do pralki.
Druga sytuacja dotyczy egzaminu na prawo jazdy na
motor, który zdawałam kilka lat temu. Jestem raczej spokojnym kierowcą z
niewielkim doświadczeniem i tuż przed egzaminem byłam bardzo zdenerwowana.
Wykorzystywałam całą swoją wiedzę i doświadczenie by wesprzeć samą siebie w tej
sytuacji. Tuż przed wyjściem siedziałam i „wizualizowałam” sobie manewry na
placu. Oczyma wyobraźni widziałam bezbłędną ósemkę i inne manewry a na koniec
pana egzaminatora który, mówi: „gratuluję –zdała Pani”. I wtedy moja córka
spytała mnie co robię. Opowiedziałam jej a ona nieco zdziwiona powiedziała: To
dziwne. A ten twój egzamin to strasznie trudny. CO będzie jak nie zdasz? A ja
odpowiedziała: Dużo się przygotowywałam i chce go zdać. Zrobię to najlepiej jak
umiem teraz i zobaczymy co będzie. Ale wiem, że chcę to zrobić!
Są też sytuacje, gdy dowiaduję się o nowym, wymagającym
projekcie i z jednej strony się cieszę ze zlecenia i możliwości nauki a
jednocześnie mówię: „O rany – co za projekt chyba nie dam rady. To dla mnie za
trudne”. Potem zbieram siły i rozpisuje co wiem już w tym temacie, co
potrzebuję uzupełnić, z kim porozmawiać, co zrobić by dobrze się przygotować i
na koniec gotowa – działam.
Te sytuacje to momenty uczenia się nie tylko mnie ale także
moich dzieci. Chcę wierzyć, z potencjał moich dzieci, mój czy innych
ludzi. Dla mnie ważne by mój przekaż do dzieci (i nie tylko) był spójny – gdy
one widzą, że ja jestem gotowa na wyzwania, gdy swoją postawą pokazuję
„szukam możliwości, sprawdzam różne opcje” – uczą się również otwartości i
ciekawości życia.
Na koniec wrócę jeszcze do dzieci. W relacjach z dziećmi
chcę pamiętać, że chcę moje dzieci wpierać w ich rozwoju, dbać o ich
bezpieczeństwo, pomagać im osiągać sukcesy i radzić sobie z wyzwaniami czy
porażkami. Dla mnie ważne jest by o tym pamiętać bo nieraz rodzice (w tym
oczywiście i ja sama):
- Chcąc dziecku pomóc lub zadbać o jego bezpieczeństwo – i wybierają wyręczanie go
- Chcą by dziecko nie doświadczyło porażki i czuło się pewnie – wybierają ograniczanie nowych doznań
- Lub też chcą zahartować i wzmocnić dziecko na przyszłość - dostarczają dziecku wielu nowych bodźców i wyzwań i „mobilizują” do działania
- Chcą uchronić dziecko przed krytyką rówieśników czy nauczycieli - sami je oceniają i krytykują by dziecko sprawniej w ich ocenie działało.
Gdy dziecko przyniesie mi rysunek
z trawą pomalowaną na pomarańczowo:
- Nie chcę powiedzieć czegoś w stylu: Kochanie nie tak rysujemy trawę. Trwa powinna być zielona, nie ma pomarańczowej trawy
- Lecz widzę pomarańczową trawę. Jestem bardzo ciekawa, dlaczego wybrałeś właśnie ten kolor do trawy? Opowiesz mi o tym?
A jak to było w Leśnym Zakątku w kontekście wspierania
dziecięcego poczucia własnej wartości?
***
Był słoneczny wiosenny
poranek. Pan Antoni Borsuk miała dzisiaj wielu pacjentów, ale ustalił z Panią
Eleonora, że odprowadzi Maksa do przedszkola. Powoli wszyscy szykowali się do
swoich zadań. Pani Eleonora przygotowywała śniadanie dla Bruna. W tym
czasie Maks i Bruno ubierają i myją.
Bruno już jest całkiem dużym
borsukiem. Chodzi do trzeciej klasy szkoły leśnej i Pani Lisowa, która jest ich
nauczycielką, zawsze chwali go za samodzielność.
Tego ranka Bruno wszedł do
kuchni i siadając do śniadania zauważa, że nie ma herbaty. Mógłby poprosić
mamę, ale nie chce. Tym razem zrobi ją sobie sam – przecież z tylko rzeczami
sobie radzi, więc i z herbatą da sobie radę. Wstawia wodę a gdy się już
zagotowała bierze kubek wkłada torebkę herbaty i już chce zalać ja wrzątkiem,
bo widział wiele razy jak mama i tata to robią. W tym momencie do kuchni
wchodzi mama i oniemiała mówi: „Co ty robisz Bruno. Uważaj, żeby się nie
poparzyć. Najlepiej odstaw czajnik i ja to zrobię”. Bruno trochę smutny a
trochę zrezygnowany ostawia czajnik.
W tym czasie Pan Antonii
pomaga młodszemu synkowi Maksowi wyszykować się do przedszkola. Maks też chce
być samodzielny. Wiele rzeczy umie już robić sam i to go bardzo cieszy. Umie
już czesać futerko grzebieniem, zakładać szalik gdy jest zimno, albo ciepły sweter,
a nawet potrafi zapiąć guzik. Ostatnio dostał od cioci nowy fartuszek do
przedszkola – śliczny zielony z muchomorkiem – bo to jego przedszkolny znaczek.
Teraz zakłada ten fartuszek i sam próbuje zawiązać sznurki by fartuszek mu nie
spadł. Nie idzie mu zbyt dobrze – lecz mimo to nie zniechęca się tylko dalej
sam i próbuje. Gdy Pan Antoni zauważa wysiłek Maksa wkładany w wiązanie
sznurków mówi do malca: Maks, choć ja ci zawiążę. To jeszcze za trudne dla
ciebie. Oburzony Maks odwraca się i dalej próbuje sam uporać się z sznurkami.
Pytania do rozmowy z dziećmi:
- Jak sądzisz dlaczego Pani Borsukowa chciała wyręczyć Bruna?
- Jak Bruno się wówczas poczuł?
- Co innego mogła zrobić w tej sytuacji Pani Borsukowa?
- Jakie miał intencje Pan Antoni kiedy powiedział do Maksia, ze mu zawiąże sznureczki?
- A jak ta propozycję odebrał Maks?
- Jak sadzisz co wolałby Maks by jego tata zrobił?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz